Podróż Hradec Kralove- uroki małego miasta

Słowo się rzekło, co prawda nie wydobrzałem jeszcze i katar mi przeszkadza, ale obiecałem wstawić podróż to niniejszym pora zadebiutować. Do Hradec Kralove trafiłem niejako przy okazji – głównym powodem wyprawy do naszych południowych sąsiadów, były bowiem pokazy lotnicze. CIAF (Czech International Air Fest) to impreza znana każdemu świrowi lotniczemu, impreza organizowana od lat 16, po kilku latach przerwy znów powróciła do Hradec. O samych pokazach może opowiem przy innej okazji, wróćmy jednak do miasteczka.  

Hradec Kralove powitało nas świtem, kiedy kilka minut po 7:00 wtoczył się tu vlak (w języku autochtonów pociąg) z Pardubic (tych słynnych z gonitwy). Senne o tej porze miasteczko przywitało nas dość urokliwą socrealistyczna rzeźba na dachu dworca oraz panią w informacji komunikacyjnej, która ni w ząb nie rozmawiała w żadnym cywilizowanym języku. W końcu jakoś udało się wytłumaczyć, że chodzi nam o bilet jednodniowy na miejscowa komunikację- po spisaniu danych z paszportów dostaliśmy po karteluszku bliźniaczo podobnym do rachunku czy też druczka KP (na marginesie- bilet ten do dziś wywołuje zdumienie i salwy śmiechu komukolwiek go pokazuję) za co przyszło nam zapłacić po 50 Kc (jednorazowy bilet w Hradec to koszt 14 Kc). Z planem miasta w ręku wyruszyliśmy na jego podbój.  

Ogólnie Hradec to małe, senne miasteczko (znacznie mniejsze niż można by sądzić z mapy), położone nad Łabą u ujścia Orlicy. W praktyce na pewno warto zobaczyć stare miasto otoczone murami z malowniczymi schodami, a znajdujące się w widłach rzek. Starówka zadbana, częściowo w stylu secesyjnym, uroku dodają jej liczne kamieniczki z podcieniami. Urokliwy jest zwłaszcza trójkątny, Mały rynek (Malě náměstí). Wielki rynek (Velké náměstí) wart jest zobaczenia ze względu na kilka charakterystycznych kamieniczek (m in. Dům U Špuláků czy Kamienica pod Barankiem) a także charakterystyczną Mariacką Kolumnę Morową (Mariánskỷ morovỷ sloup).  Rzecz jasna nie można pominąć górującej nad rynkiem gotyckiej Katedry ducha świętego (Katedrála Sv. Ducha), pobliskiego ratusza oraz charakterystycznej Rezydencji biskupów (Biskupská rezidence). Aha dla zgłodniałych ważna uwaga – smaczne, niedrogie a przy tym znane posiłki (karta po angielsku i po czesku) można zjeść w chińskiej restauracji na samym rynku (na rogu, niedaleko ratusza). W każdym razie do dziś pamiętam niebiański smak kaczki na ostro za jedyne za 199 Kc. 

Najsłynniejszym obiektem starego miasta jest wymieniana w każdym przewodniku Biała wieża (Bilá věž) – renesansowa dzwonnica. Wbrew nazwie wieża jest szara, uwagę zwraca za to zegar na jej szczycie z długa wskazówka godzinowa i krótka minutową. W pobliżu znajduje się punkt informacji turystycznej (znośny angielski i prospekty, w tym w naszej mowie ojczystej). Na tym „prawie” kończą się atrakcje miasteczka – bo nie sposób zapomnieć o tych związanych z wodą. Pierwszą jest Wielkie akwarium (Obři akvárium) – niewielkie muzeum przyrodnicze ze sporym akwarium (bodajże 5x8 m) z rybami Amazonki. Obiekt najpierw widzimy z góry a następnie przechodzimy przez jego środek specjalnym akrylowym tunelem. Co prawda nie jest to oceanarium ale wrażenia i tak niezapomniane- wiele pływających wokół nas rybek ma tak z 50 cm długości. Wracając nad rzekę, koniecznie należy się przepłynąć parostatkiem. Tak tak, to nie pomyłka - specjalne stylizowane stateczki (a jakże jest  kocioł i koło napędowe z tyłu) pozwalają na podziwianie Hradec z perspektywy rzeki. Rejs trwa godzinę i kosztuje 80 Kc, a jednorazowo na stateczek mieści się 8 turystów. Jednak największą atrakcją wodną jest chyba Elektrownia Łabska (Labská elektrárna) – piękna ponad 100 letnia i do dziś działająca elektrownia wodna, cała w stylu secesyjnym. Jednym słowem uczta dla zmysłów, w dodatku nocą ładnie iluminowana.  

Na tym prawie kończą się atrakcje miasteczka – jest jeszcze charakterystyczny gmach Muzeum Czech Wschodnich (Muzeum východních Čech) oraz ciekawa secesyjna kamienica skrywająca Galerię Sztuki Współczesnej (Galerie moderniho uměni). Niestety  z braku czasu (a raczej przez sklerozę) nie zdążyłem zobaczyć ślicznego drewnianego kościółka, znajdującego się w parku miejskim. Cóż może przy okazji następnych pokazów...  

PS – Jeszcze nigdzie się nie namachałem rękami po angielsku tak jak w Hradec, w praktyce znajomość angielskiego u tubylców jest szczątkowa i łatwiej się tam dogadać albo po polsku albo w międzynarodowym kodzie machania łapkami. Nie zmienia to jednak faktu że miejscowe ludki są uśmiechnięte, miłe i często pomocne.